Ślub to doskonała okazja, by zebrać w jednym miejscu swoich najbliższych i wspólnie z nimi świętować łącząc się przy tym w jedną rodzinę.
Brzmi pięknie, prawda?
Jednak na etapie planowania miejsca uroczystości czy choćby listy gości sprawy nierzadko zaczynają się komplikować i rodzą różne dylematy. Podejrzewam, że niejedna para, czasami nawet w żartach, rozważała ucieczkę od wizji wielkiego fetowania. A może właśnie Wasze myśli słodko tańczą wokół miejsc, gdzie moglibyście spotkać się w małym gronie, spędzić czas na luzie i w takich oto kameralnych okolicznościach wziąć ślub?
Paula i Łukasz zdecydowali się właśnie na taki krok i genialnie wykorzystali wszystkie atuty, jakie daje ślub w plenerze. Reportaż ślubny aż sam chce się stworzyć!

Ogród dobrych myśli
Paula i Łukasz są moim ulubionym przykładem, na który lubię się często powoływać. Wymyślili sobie kilkudniowy pobyt wraz z najbliższą rodziną na mazurskiej wsi, gdzie postanowili obdarować swoich najbliższych najcenniejszą rzeczą jaką dysponuje każdy z nas – dali swój czas i uwagę. W tym celu wybrali też nie bez powodu miejsce, które idealnie temu sprzyjało. Wszystkich biesiadników ugoszczono w dwustuletnim domu podcieniowym (odnowionym zgodnie z tradycjami), który jest sercem siedliska w Plajnach – ogrodem dobrych myśli, jak nazwali go właściciele.
Dlaczego?
Najlepszym tego przykładem był wspomniany dom, który żył i zapraszał do siebie. Praktycznie każdy jego zakamarek krył jakiś miły i gościnny akcent, za którym wodziło się wzrokiem i nim się człowiek zorientował, to już zdążyło mu się pomyśleć i w tych myślach uśmiechnąć do siebie. Państwo młodzi również zaznaczyli swoją obecność w domu przy pomocy swoich zdjęć z okresu dorastania i pierwszych lat znajomości. W takim domowym otoczeniu odbyła się kolacja weselna – oczywiście wszystkie podane dania były od podstaw robione na miejscu i przy dużym udziale wszystkiego co wydał na świat pobliski ogród, w którym zorganizowano ślub. Stogi siana, polne kwiaty, girlandy z trójkątnych flag i trzy rzędy krzeseł. To wystarczyło by zapewnić wystarczający nastrój, a w razie niepogody na oparciach krzeseł wisiały przezroczyste parasolki.
Całą temperaturę wydarzenia zaserwowała ta urocza dwójka przygotowując swoje przysięgi, które uroczyście dla siebie odczytali.
Miłość, rodzina i tort bezowy
Właśnie w takich wyjątkowych okolicznościach uczestniczyłem w charakterze zarówno fotografa, jak i dwunastego gościa, bo nawet przez chwilę nie dano mi odczuć, że jest inaczej. Zresztą najlepszym zwiastunem naszego spotkania była wymiana bardzo osobistych maili, gdzie od samego początku spotkałem się z dużym zaufaniem i życzliwością ze strony pary młodej. W jednej z wiadomości w odpowiedzi na pytanie o wizję ich pomysłu przeczytałem:
„Naszym motywem przewodnim jest miłość, rodzina i tort bezowy. Kolory – błękit nieba, zieleń trawy i czerwień sezonu truskawkowego”.
Te zdania podbiły moje serce. Nie miałem cienia wątpliwości, że los zetknął mnie z ludźmi wrażliwymi i pogodnymi.
Życie po swojemu
Paula i Łukasz w wiadomości do mnie podkreślili to, że dla nich ważna jest kameralna i rodzinna atmosfera, oraz brak obaw o to jak wypadną.
Te kilka wspólnie spędzonych dni pozwoliło im nacieszyć się bliskimi, nie odczuli presji związanej z przygotowaniami, mieli spokój o to, że nic ważnego ich nie ominęło i co równie ważne, w tym wszystkim nie dało się odczuć cienia kompromisu.
Oczywiście to wszystko nie potoczyłoby się w tak spokojnym rytmie, gdyby nie czujność organizatorki, która była na miejscu i reagowała na każdą sytuację oraz zadbała o obecność wszystkich weselnych akcentów. Jak widać, czasami warto pójść pod prąd i zamiast klimatyzowanej sali wybrać otoczenie natury wraz ze starym domem ze skrzypiącymi podłogami.
Reportaż ślubny. Autor materiału: Mateusz Miś Fotografia